sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 5 "Ono bije tylko dla ciebie"

*Katniss*

- Jesteście przygotowani na rozmowę z Caesarem Flickermanem? - zapytałam i obróciłam głowę w ich stronę. Kiwnęli lekko głowami, a zilustrowałam ich wzrokiem. Julianne miała na sobie błękitną, delikatną zwiewną sukienkę i czarne balerinki. Wyglądała jak mała dziewczynka, bo jest bardzo niska. Ma mniej niż metr sześćdziesiąt, przy Mario wygląda uroczo. Szkoda, że najprawdopodobniej za niedługo ich... nie będzie.
- Nie denerwujcie się. Nie macie nic do stracenia... - ostatnie słowa Peety ugrzęzły mi w głowie i odbiły się w niej donośnym echem. Ma rację, ale nie musi ich dołować. Wiem, że nie chciał by to tak zabrzmiało, ale już za późno. Pewnie boli ich to. Fakt, że w nich nie wierzy musi być okropnie dołujący. Posłałam mu mordercze spojrzenie, a on przeprosił ich wzrokiem.
- Masz rację. - powiedział Mario i uśmiechnął się smutno. - Nie mamy nic do stracenia. Sam dobrze wiesz jak to jest. Nie mieć nic do stracenia. Nasze życie jest na krawędzi. Jeden zły ruch i już nigdy się nie obudzimy. Smutne ale tak cholernie prawdziwe. - Julianne spojrzała na Mario zamglonym wzrokiem. Bardzo się do siebie zbliżyli, oby nie za bardzo... Kapitol drugi raz nie zrobi tego co zrobił w czasie naszych igrzysk. Zwycięzca może być tylko jeden. Jeden z dwudziestu czterech przegranych. Tak, przegranych. My wszyscy przegraliśmy. Jedni zapłacili za to życiem, drudzy też. Kapitol żyje naszym życiem. Wiedzą o nas więcej niż ktokolwiek inny. Nie możemy mieć tajemnic. Całe nasze życie mają na talerzu.

*Julianne*

- Wchodzisz za chwilę. - powiedział jakiś pomarańczowy mężczyzna do mnie. Um ok. Dzięki temu wywiadowi poznałam moich przeciwników. Zawodowcy mają po kolei na imię: Manuel, Sasha, Thomas, Ashley, Ann i Robert. Ci ostatni są małżeństwem... Tak, to jest co najmniej dziwne. W Panem nie można brać tak szybko ślubu. Chyba, że zdobędzie się pozwolenie od prezydenta. Ich rodzice muszą być poważani. Pewnie któreś z nich przetrwało igrzyska. Najpierw wylosowali Ann. Nikt się za nią nie zgłosił... Nie wiem czemu, ale sądzę, że nie była lubiana. Robert zgłosił się na ochotnika. To straszne... W historii igrzysk nigdy nic takiego nie miało miejsca. Kochankowie bez przyszłości... Jak słodko to brzmi. Do zawodowców dołączyła również dziewczyna z dystryktu Marco - Lucy. Z Piątki pochodzą Lukas i Demi. Przystojny chłopak i urocza dziewczyna. Czuję, że moglibyśmy się polubić, ale nie ma czasu na jakiekolwiek relacje. Dystrykt Szósty reprezentują Mitch i Cara, Siódemkę Mats i Lisa - najmłodsza uczestniczka, ma zaledwie trzynaście lat. Biedna dziewczynka. Ósemka to Gerard i Shakira, Dziewiątka Jacob i Paula, Dziesiątka Sven i Sarah, Jedenastka Gabriel i Kaitlyn. I my. Sama dziwię się, że pamiętam ich imiona. Pewnie imiona przyszłych morderców zapamiętuje się lepiej... 
- Julianne Walter! - zawołał Caesar. Weszłam na scenę, mijając się z Gabrielem z Jedenastki. Zmroził mnie wzrokiem i uśmiechnął się groźnie. On wygląda jak typowy morderca. Przywitałam się z Caesarem i usiadłam na pomarańczowym fotelu. - Julianno opowiedz nam może trochę o tym jak podoba ci się w Kapitolu.
- Jest tu bardzo ładnie. Poza tym macie tu tyle dóbr. Jedzenie pierwsza klasa. - uśmiecham się do publiczności a Caesar zaśmiał się wdzięcznie. 
- Kogo zostawiłaś w domu? - zapytał z poważną miną i złapał mnie za rękę.
- Tatę i mamę... - odpowiedziałam i zacisnęłam wargi w cienką linię. 
- Z tego co wiemy twoja mama jest chora. 
- Tak. Ma problemy z bólem głowy, ale to w tym momencie pewnie nie jest dla niej ważne. Na pewno mi kibicuje. - patrzę prosto w obiektyw kamery. - Kocham cię mamo i ciebie tato też. - uśmiecham się i słyszę dźwięk, który obwieszcza, że mój czas się skończył. O ironio... Schodzę z sceny i widzę Mario. Padam mu w ramiona. Chcę płakać, ale nie mogę.
- Muszę iść Księżniczko, - szepcze i całuje mnie w czoło.

*Mario*

- Więc co między wami jest? - pyta Caesar i uśmiecha się chytrze. - Między tobą i Julianną rzecz jasna.
- Jesteśmy przyjaciółmi nic poza tym. - odpowiadam sucho.
- Doprawdy? To co przed chwilą działo się za sceną tak nie wyglądało.
- Ale jest. - mówię z stoickim spokojem, ale najchętniej przywaliłbym temu idiocie z zielonymi włosami. 
- Dobrze. Ponoć świetnie władasz nożami? - pyta jakby od niechcenia. Chyba mnie nie lubi. Czy to ważne? Też za nim nie przepadam. Co za różnica i tak umieram. 
- Nie tylko to umiem. - mówię arogancko.
- A możesz zdradzić co jeszcze? 
- Chyba nie myślisz, że powiem ci to. Przecież moi rywale mogliby to wykorzystać to przeciwko mnie. Nie jestem aż taki głupi.
- Nie wątpię. - mówi przez śmiech. Czy ten dupek mnie obraża?! Posyłam mu lodowate spojrzenie, a on delektuje się moją nienawiścią do niego. Ugh czy Kapitolińczycy to kompletni idioci? Słyszę dźwięk po, którym mogą zejść z sceny. Caesar podaje mi swoją zadbaną dłoń. Patrzę na nią, a później na niego i uśmiecham się arogancko. Ignorując jego dłoń, wyciągniętą w moją stronę, żegnam się z publicznością i schodzę z sceny, zostawiając na niej zdziwionego prezentera. Miałem ochotę pokazać mu środkowy palec, ale się powstrzymałem. Witają mnie zaskoczone twarze moich mentorów i Julianny.
- Wróciłem Kochani. - mówię ze śmiechem i ironią w głosie.
- Świetna robota. - mówi Katniss i przybija mi piątkę.

*Peeta*

Leżałem w łóżku i głaskałem plecy Katniss, To już jest koniec względnego spokoju. Teraz zacznie się walka o ich życie. Mamy dużo sponsorów. Damy radę. Zrobimy wszystko, żeby ich uratować. To będzie ciężkie i mam nadzieję, że nie okaże się syzyfową pracą. 
- Boję się. - mówi Katniss i spogląda na mnie spod przymrużonych powiek. Też się boję. Jak cholera. Boję się, że popełnimy błąd, że zostaną zabici na naszych oczach, że ich rodziny będą na nas patrzeć z żalem w oczach gdy wrócimy bez chociażby jednego z nich. Boję się tego co nieubłaganie nastąpi. 
- Ja też. Ale jesteśmy razem. Damy sobie radę. Musimy być dobrej myśli. - pocałowałem ją, a ona oddała pocałunek. Przyciągnąłem ją na mój brzuch i wziąłem jej twarz w moje dłonie, dalej całując ją. 
- Peeta. - jęknęła w moje usta. Przejechałem ręką po jej nagich plecach i spojrzałem jej prosto w szare tęczówki. 
- Kocham cię. - mówię jak przez mgłę. - Odkąd skończyłem kilka lat. Kocham cię od tamtego momentu tak mocno, że mógłbym ci podarować gwiazdkę z nieba, gdybyś tylko tego zapragnęła. Kocham cię tak jak nikt inny nie potrafi. Przytulając cię, mam przy sobie cały mój świat. Mówiąc do ciebie mówię do całego mojego życia. Będą z tobą czuję, że mam dla kogo żyć. - zdziwiona spogląda na mnie tak jakby chciała mi powiedzieć coś ważnego.
- Też cię kocham. - mówi tylko trzy słowa, ale one zdecydowanie mi wystarczają. Uśmiecham się pogodnie i głaszczę jej policzek. Całuję ją w czoło, a po chwili ona kładzie się na mnie. Jej głowa ląduje po lewej stronie mojej klatki piersiowej tak, że może słuchać bicia mojego serca.
- Ono bije tylko dla ciebie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Pszczółki :) Mam ferie!!! Boże jestem taka szczęśliwa jakbym wygrała milion dolarów. Wreszcie odpocznę, napiszę klika rozdziałów, poczytam i spotkam się z przyjaciółmi. Wiem zachowuję się jak dziecko. A Wy? Miałyście już ferie, macie czy będziecie miały? ;) 
Trzymajcie się cieplutko :*

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 4 "Ukryta umiejętność"

*Mario*

Stałem ramię w ramię z Julianną, która próbowała rzucać nożami. Wychodzi jej to już bardzo dobrze. Trafia celnie w okolice "serca" bez mojej pomocy. Igrzyska zbliżają się wielkimi krokami. Jutro pokazy indywidualne. Trochę się cykam. Co z Marco? Jest w naszej drużynie. Powiedzieliśmy o tym naszym mentorom. Zgodzili się, ale również przestrzegli nas przed tym, co może się stać. Marco może nasz zabić, oszukać, cokolwiek... Musimy mieć na niego oko. Jest dobry z technologi. Robi pułapki na prąd. Razem tworzymy zgrany team.
- Wygramy. - mówi Marco, ale nie ma na myśli nas troje. Mówimy sobie tak żeby się podbudować. "Wygramy" jeśli zostaniemy tylko we troje. Jeśli tak się stanie w co wątpię, ma przeżyć Julianne. Ustaliliśmy to z Marco w dzień, w którym zawarliśmy sojusz.
- Igrzysk się nie wygrywa. Igrzyska trzeba przetrwać. - mówi Julianne i wzdycha głęboko. Siada na krześle i zakrywa głowę w rękach. Wygląda jakby płakała, ale ona tylko siedziała. Nie było słychać szlochu. Zrobiłem to instynktownie. Czułem potrzebę trzymania jej w ramionach. Objąłem ją, a ona ściśle do mnie przywarła. Czułem jej myśli. Nie wierzy, że nam się uda. Jej umysł zaprzątają myśli o naszej śmierci. Widzi siebie z nożem w plecach, mnie z podciętym gardłem... Skąd to wiem? Ugh. Wierzycie w umiejętności nadprzyrodzone? Nie mam na myśli wyginania łyżek za pomocą siły umysłu. Nie taki dar posiadam. Materia góruje nad moim umysłem. Chociaż telekineza jest ciekawą sprawą. Potrafię coś innego. Jestem telepatą. Mogę wysyłać ludziom wiadomości, komunikować się z nimi przez mój mózg. Czasami widzę ludzkie myśli, ale żeby to zrobić muszę się bardzo skupić. Kolejny atut? Przekleństwo? Nie wiem. Lubię to. Lubię wiedzieć co ludzie myślą, ale to chore. Telepatia "nie istnieje" dla wielu ludzi. Nie wierzą w nią. Już wyginanie łyżek albo przepowiadanie przyszłości wydają się im bardziej realne.
- Nie bój się Mała. Coś wymyślimy.

*Katniss*

- Wierzysz w umiejętności nadprzyrodzone? - obracam głowę w kierunku chłopaka, który trzyma ręce w kieszeni i opiera się o framugę drzwi.
- Proszę?
- Czy wierzy pani w umiejętności paranormalne? - pyta akcentując każdy wyraz.
- Um. Nie bardzo. A jesteś w stanie mi udowodnić, że istnieją? - podnoszę prawą brew. 
- Pomyśl o czymś lub o kimś. Cokolwiek. Skup się na tym. - instruuje mnie. Myśl Katniss. Coś miłego. - Czy myślisz o... różach? Różach kwitnących w ogródku przed dużym domem z cegły? O różach, które otacza żółty blask słońca? - otwieram oczy i buzię. Właśnie o tym myślałam. Zgadzało się wszystko. Róże, dom, blask... 
- Jesteś jakimś magikiem? - pytam i podchodzę do niego. 
- Wolę określenie "telepata". - mówi i uśmiecha się szeroko. Drapię się po głowie i klaszczę w ręce. 
- Czemu nie powiedziałeś wcześniej? Nie wiem co potrafisz dzięki temu, ale masz to wykorzystać!  
- Tylko jest problem. - mówi i przeczesuje koniuszkami palców włosy. Unoszę pytająco brew. - Potrzebuję do tego energii. Nie za dużo, bo nie za dużo ale jednak. Muszę długo spać i wypoczywać, albo... - milknie, jakby to co za chwilę ma powiedzieć było jakąś ogromną tajemnicą.
- Albo? 
- Albo muszę ją pobierać od... ludzi.

*Julianne*

Pokaz indywidualny. Boję się. Pokażę co potrafię robić z nożami, Mario tak samo. Czułam jak moje ręce się pocą, obrazy w mojej głowie wirowały jak te w kalejdoskopie. 
- Julianne Walter! - usłyszałam moje nazwisko. Niechętnie wstałam z ławki. Mario przesłał mi krzepiący uśmiech. Zrobię to dla niego. Nie skompromituję się. Pokażę, że jego nauki nie poszły w las. Poczułam swędzenie w prawej ręce. Mam ochotę rzucić. W serce. Ukłoniłam się lekko.
- Julianne Walter, Dystrykt Dwunasty. - wyrecytowałam pewnym głosem. Główny organizator uśmiechnął się i kiwnął lekko głową na znak przyzwolenia. Pewnie myśli, że gdybym wygrała mogłabym zostać "sprzedana". Co to znaczy? Najbardziej atrakcyjni zwycięscy zarabiają na prezydenta... ciałem. Nie żebym była nieskromna, ale widziałam jak gapił się na mój tyłek i jak oblizał przy tym usta. Zrobiło mi się nie dobrze. To jest niesmaczne! A skąd o tym wiem? Podsłuchałam rozmowę mentorów z Finnickiem. On... on to robi. Ugh. Nie powinnam tego robić. Wzięłam do ręki dwa noże. Pierwszy trafił w kolano, a drugi w serce. Tak jak chciałam. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Osiągnęłam swój cel. Wzięłam jeszcze dwa. Tym razem trafiłam w głowę i okolice krtani. Obróciłam się w stronę organizatora i sponsorów, którzy z uznaniem kiwali głową. Robią z nas potworów, a ja się temu poddaję, co gorsza czułam niesamowitą radość z tego, dawało mi to rozkosz. Ich uznanie. Uznanie bardzo wpływowych ludzi. Ukłoniłam się z radosnym uśmiechem i wyszłam z pomieszczenia za ich pozwoleniem. Czy zaczynam zmieniać się w maszynę do zabijania? Jedno jest pewne. Jestem pionkiem w ich grze. Tak jak wszyscy obywatele w Panem. Co roku patrzą na śmierć dwudziestu trzech nastolatków. Nie mają innego wyjścia. Kapitolończycy delektują się tym widowiskiem, a mieszkańcy dystryktów kryją swoją nienawiść za grubymi murami przeżytych smutków. Wszyscy gramy w ich grę, którą i tak zawsze wygrywają oni, a każdą wygraną świętują patrząc na nasze cierpienie i tak w kółko...

*Peeta*

Wszyscy siedzieliśmy w salonie przed dużym telewizorem czekając na wyniki. Gdy na ekranie pojawił się Mario wstrzymaliśmy oddech. 8 punktów. To świetnie! Katniss, Julianne i Effie przytuliły chłopaka, a ja klepnąłem go w plecy.
- Brawo. Teraz ty Julianno. - powiedziałem i wskazałem na ekran. Pojawiło się na nim zdjęcie dziewczyny i liczba. Okrągła dziesiątka! Co? Przecież... Nie, to nie możliwe. Przecież to Mario jej wszystkiego nauczył. Gdyby nie on to nic nie zdołałby zrobić. On trafia zawsze w serce, lub głowę, ona nie. Czemu dali jej tyle punktów? Chcą ją szybko wyeliminować? Pokazać że jest dobra? Dać jej większe szanse na wygraną? Ale po co?
- To nie możliwe. - mówi szeptem. - Nie zrobiłam nic nadzwyczajnego. Trafiłam w głowę, serce, kolano i krtań. Ty pewnie byłeś lepszy. - zwraca się do Mario, który siedzi z szeroko otwartymi oczami.
- Dwa razy serce, trzy głowa. - mówi jeszcze ciszej niż ona. - Chcą cię wyeliminować. Albo chcą żebyś wygrała. - Mario chyba czytał mi w myślach, ale to niemożliwe. Zaśmiałem się w myślach. - To jest możliwe. - dodaje po chwili i spogląda na mnie zamglonym wzrokiem. Co? Nie powiedziałem tego na głos. Prawda? A może on rzeczywiście wie o czym myślę? Czekoladowe pierożki! - Ugh. Myślisz, że mówienie w myślach głupich rzeczy zaprzestanie temu? 
- Jak ty... To żart?
- Nie. Ukryte umiejętności chyba mi się przydadzą.
- O czym wy mówicie? - Walter spogląda na Mario ze zdziwieniem w oczach. Effie również patrzy na niego zaciekawiona, a Katniss... Wydaje się nie być tym wzruszona. 
- Na świecie są rzeczy, o których ci się nie śniło Mała.    
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! :) Miałam czas, więc napisałam. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Skąd pomysł z umiejętnością Mario. Przeczytałam trylogię "Wizję w mroku" L.J. Smith i tam jest dużo rzeczy tego typu i zainspirowana tym postanowiłam dodać smaczku temu opowiadaniu właśnie telepatią. Swoją drogą polecam serdecznie tę trylogię. Dałam jej 10/10 a u mnie rzadko to się zdarza. Historia mnie tak wciągnęła, że czytałam w każdej wolnej chwili... W drodze do szkoły, kąpiąc się, idąc ulicą... Akcja zmienia się co stronę. Kiedy myślimy, że wszystko jest ok, nagle wszystko zaczyna się psuć. Jeśli lubicie czytać, zjawiska paranormalne, zakochania, dobrych chłopców i niegrzecznych, walkę dobra ze złem i romantyczne momenty, które powodują motylki w brzuchu to polecam.
Trzymajcie się cieplutko Pszczółki :*


poniedziałek, 5 stycznia 2015

Hunger Games TAG

Dzisiaj w ramach odmiany mam dla mas TAG. Jej! (tak na prawdę to przez to, że nie miałam internetu przez cały dzień)
To lecimy z tematem.

1. Która z książek jest Twoją ulubioną z całej trylogii?

Według mnie wszystkie są świetne i każdą kocham, ale jeśli miałabym wybrać jedną ulubioną to wahałabym się między "Igrzyskami Śmierci" a "W pierścieniu ognia". "Kosogłos" też jest świetny, ale czegoś mi w nim brakuje (a raczej kogoś jest za mało, dobrze wiecie kogo). Po dłuższym zastanowieniu wybrałabym "W pierścieniu ognia", ponieważ jest tam dużo wątków miłosnego trójkącika w skład, którego wchodzą Katniss, Peeta i Gale (nie liczymy dziewczyn, które całował za szkołą i nie potrafił zliczyć ile ich było). Poza tym jest tam dużo emocji. Oschłe stosunki między Peetą a Katniss, wiecznie piany Haymitch, Turnee, Snow w gabinecie Katniss, Trzecie Ćwierćwiecze Poskromienia, ponowne trafienie na arenę, Finnick (<3), zabicie Cinny, igrzyska, wszystkie miłosne wątki między Katniss a Peetą, uratowanie Everdeen z areny i pieprzony (przepraszam za słownictwo) Gale, który uratował dość dużo osób przed śmiercią z Dwunastki w czasie bombardowania i jest przy Katniss kiedy ta się budzi i od razu mówi jej "Dwunasty Dystrykt nie istnieje" co z tego, że dziewczyna może dostać zawału ze strachu, co z jej rodziną! No fuck. Wybieram "W pierścieniu ognia".

2. Jak długo wytrwałabyś na arenie?

Szczerze? Umarłabym od razu. Nie umiem władać żadną bronią, nie mam orientacji w terenie (jedyne miejsce, w którym się nie gubię to moje mieszkanie) i najprawdopodobniej umarłabym z głodu lub pragnienia. Pewnie zginęłabym przy rogu, albo niedaleko od niego, albo przez jakieś choróbstwo, lub przez to, że zjadłabym jakieś świństwo (np. łykołaki). Nie wytrwałabym długo.

3. Jaka najdziwniejsza rzecz zdarzyła się w książkach?

Wszystko, co mówił Peeta w czasie wywiadów. To, że kocha Katniss, a według mnie nic na to nie wskazywało (no dobra, coś tam wskazywało), że Everdeen jest z nim w ciąży (moja reakcja wtedy: "Że co?! WTF? Peeta ty to masz pomysł.") i to jak uratował Trzynastkę przed zbombardowaniem. No i oczywiście to, że dołączył do zawodowców, żeby bronić Katniss.
Jeszcze to, że organizator zmienił zasady i pozwolił zwyciężyć dwóm trybutom z jednego dystryktu (potem zmienił zdanie, Katniss wyciągnęła jagody i znowu zmienił zdania, przez co zapłacił życiem).

4. Jak dowiedziałaś się o książkach?

Pewnie z internetu.

5. Twoja ulubiona postać z książek?

Mam kilka ulubionych. 
Peeta, bo jest miły, od początku igrzysk, wręcz od momentu dożynek, broni Katniss i robi wszystko, żeby to ona miała większe szansy na wygranie. 
Cinna, bo jest jedynym mieszkańcem Kapitolu, który zdaje sobie sprawę z tego, że Snow jest bezdusznym dupkiem i to on przemienił Katniss w Kosogłosa. 
Haymitch, bo jego teksty i zachowanie zawsze mnie rozwalały. 
No i oczywiście Katniss, którą mimo jej niezdecydowania bardzo lubię. 

6. Ulubiony moment, który zdarzył się w igrzyskach.

Znowu mam kilka. 
Moment, w którym Peeta i Katniss siedzą przed igrzyskami i rozmawiają o tym, że Peeta nie chce być pionkiem w czasie igrzysk, ale Katniss uświadamia mu, że wszyscy są pionkami w tej grze.
Śmierć Rue. Tutaj nie będę się rozwodzić, bo znowu się wzruszę. 
Część igrzyska, w czasie których Peeta i Katniss tworzą team.

Ponowne trafienie na arenę.
To jak Peeta trafia mieczem (czy czymś tam) w pole siłowe i jak to mówi Katniss, nie żył, ale Finnick, jak dobrze wiemy, ratuje go.
Jak Katniss rzuca się na Haymitcha.

Odbicie Peety.
Cała rebelia.
Zabicie Coin.

7. W jakim Dystrykcie byś żyła?

W Czwórce. Kocham pływać, łowiłam kiedyś ryby z tatą...(nie komentujmy tego) I Finnick. 

8. Najbardziej emocjonalny moment w książkach?

Śmierć dwóch małych dziewczynek, które na prawdę pojmały moje serducho, czyli Rue i Primrose. Rozmowa z Snowem na początku WPO. Brak Peety na początku "Kosogłosa", kiedy wiedziałam, że jest torturowany (płakałam kiedy pojawiał się z nim wątek. Tak jest postacią książkową, w której się kocham).

9. Jaką jedną rzecz zabrałabyś z domu gdybyś miała trafić na arenę?

Wzięłabym pewnie moją ulubioną bransoletką, oczywiście jeśli nie uznano by, że mogę ją wykorzystać do jakiś niecnych celów.

10. Jaki najgorszy plan ktoś wymyślił w książkach?

Coin kiedy chciała zorganizować igrzyska, w których udział brałyby dzieci z Kapitolu, dobrze, że te plany przerwała jej Katniss, bardzo trafną strzałą.

11. Ulubiony czarny charakter.

Powiem tak. Coin nienawidzę. Jest rządną władzy babą, która zrobi wszystko, żeby panować nad całym Panem, dlatego nie jest moim ulubionym czarnym charakterem. Wolę Snowa. Chociaż jest zwyrodnialcem i zabił dużo dzieci, ale było w nim coś, co mi się w nim podobało (oj nie ładnie Cathy). Był szykowny i był takim, że tak powiem, barwnym czarnym charakterem. 

To koniec tych pytań. Jeśli Was nie zamęczyłam tym paplaniem, to się cieszę :) Dzięki temu TAGowi lepiej mnie poznałyście ze strony igrzysk i trochę życia prywatnego. 
Rozdział chyba pojawi się jutro (chociaż mój internet może mieć inne plany)
Poza tym jestem trochę ciekawa jak to jest u Was. Jeśli chcecie to odpowiedzcie na jakieś pytania, które Wam się spodobały. Uwielbiam czytać Wasze komentarze, lepiej Was poznawać i wiedzieć jak Wy odbieracie moją ukochaną trylogię.
Trzymajcie się cieplutko i mam nadzieję, że do przeczytania jutro :)  
   

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 3 "Noże, sojusze i nieprzespane noce"

*Julianne*

- Arena treningowa. - mówi Katniss i pokazuje nam rękami obszar, w którym będziemy ćwiczyć. - Nie wdawajcie się w rozmowę z zawodowcami. Z innymi możecie spokojnie rozmawiać. Przyjmuje jeszcze rozmowy z trybutami z Czwórki. - pewnie dlatego, że ich mentorem jest Finnick Odair. Everdeen chyba go lubi. Przytakujemy razem z Mario, a narzeczeni idą w stronę loży dla mentorów. Nie wiem za co się zabrać, więc idę razem z Mario do strefy przetrwania. Próbujemy rozpalić ogień za pomocą patyków. Pocieram jeden patyk o drugi, ale średnio mi to wychodzi. Mario pokazuje mi jak poprawnie powinnam to robić. Zauważam, że obserwuje nas wysoki, blondyn. Chyba nie jest zawodowcem. Oni raczej lubują się w strefie, w której można używać wszelakiej broni.
- Chcesz coś od nas? - pyta Mario, cały czas pocierając patyki.
- Chciałem się zapoznać i trochę porozpalać ogień. - chłopak krzyżuje ręce na klatce piersiowej dzięki czemu mogę zobaczyć z jakiego jest dystryktu. Trójka. Technologia? Tak, na pewno to robi się w tym dystrykcie. Prawie wszyscy pracują tam w fabryce, tak jak u nas w kopalni.
- Tak? - Goetze na chwilę przerywa pracę. - Jak się nazywasz?
- Marco Reus. - przedstawia się i siada obok nas. - Mogę poćwiczyć z wami. Nie chcę sam, a dziewczyna z mojego dystryktu... Zachowuje się dziwnie. - patrzy w jej stronę z dziwną miną. - Zaczyna się przyjaźnić z zawodowymi zabójcami. - dopowiada kąśliwie i wzdycha ciężko. Mimowolnie zerkam na dziewczynę. Wysoka, dobrze zbudowana, brunetka. Mario podnosi jedną brew, w geście zdziwienia.
- Musi dobrze walczyć. - mówi bez większych emocji i kieruje się w stronę miejsca gdzie można rzucać nożami. Bierze dwa do ręki. Widzę, że zawodowcy spoglądają na niego i chyba z niego drwią. W ciągu ułamka sekundy rzuca dwoma nożami w "serce" i "mózg" manekina. Otwarłam szeroko buzie. Nie wiedziałam, że jest aż tak dobry. Nasi mentorzy robią to samo co ja, a po chwili uśmiechają się do nas i podnoszą kciuki w górę.
- Jesteś świetny. - mówię niemal bezgłośnie.
- Trzeba sobie w życiu radzić, skarbie. - podchodzi do mnie i całuje w policzek. Czy on gra? Czy próbuje odegrać taką samą rolę jak Peeta na swoich igrzyskach? Nie, pewnie zrobił to od tak, bez przyczyny. Marco również wydaje się być zdziwiony.
- Naucz mnie. - mówię pod wpływem emocje. Mario podnosi pytająco brew. - Znaczy się rzucać nożami. - wzrusza ramionami i bierze ze stolika nóż. Pokazuje mi jak mam go trzymać. Obejmuje mnie ramieniem a dłoń trzyma na mojej i pomaga mi rzucić. Trafiamy w nogę. Chyba dobrze jak na początek?

*Katniss*

- Peeta. - mówię trochę przerażona. - Peeta! - krzyczę. Miałam koszmar. Śniło mi się, że ponownie trafiliśmy na arenę i straciłam go. Łzy same spływają po moich policzkach. Z trudem łapię oddech. 
- Katniss. - szepcze uspokajająco i mocno mnie przytula do swojego torsu. - Wszystko jest dobrze Kochanie. Uspokój się. Wdech, wydech. - postępuję zgodnie z jego instrukcją. Gdy czuję jego bliskość jest mi lepiej. Czuję się bezpieczna, jakby chowając się w jego ramionach znikało całe zło tego świata. Głaszcze mnie po plecach i kołysze nas lekko. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak bardzo go kocham. To jak potraktowałam go w drodze do domu było straszne. Potem nasze oschłe stosunki. W czasie Turnee i po nim bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nawet nie wiem czy tak i owe istnieje, bo on jest moim życiem. Tak, ta niby mało wylewna i uczuciowa pod tym względem Katniss mówi w taki sposób. Peeta bardzo dobrze na mnie działa. Dzięki niemu nie patrzę na świat oczami tylko sercem. Może mówię jak jakaś kiepska romantyczka, ale nie przeszkadza mi to. Dzięki temu jestem sobą, prawda?
- Śniło mi się, że cię straciłam na arenie. - mówię i patrzę mu prosto w oczy.
- Nigdzie się nie wybieram. Będę przy tobie tak długo, ile tylko będę mógł. Prawda czy fałsz? - pyta z uśmiechem.
- Prawda. - Peeta wygodnie ułożył się nie łóżku, a ja położyłam głowę na jego klatce piersiowej, tak jak wtedy w jaskini, w czasie igrzysk, gdy zaczęliśmy wierzyć w to, że możemy wygrać. Słyszałam każde uderzenie jego serca. Uspokoiło mnie to tak mocno, że po chwili zasnęłam, wsłuchując się w miarowy oddech Mellarka. 


*Mario*

Nie potrafiłem zasnąć. Cały czas zastanawiam się jak to rozegrać. Jak wygrać igrzyska. Wiem, że moje szanse są niskie. Nie wiem czemu, ale zacząłem wierzyć w to, że mogę na nich namieszać. Zrobić coś czego nie zrobił nikt, ale nie wiem co... Pomysł z rozkochaniem w sobie Julianny odpada. Czemu? Jest taka delikatna, mała, drobna... Nie potrafię jej skrzywdzić. Cudownie się uśmiecha. Poza tym wątek z nieszczęśliwym zakochaniem rozegrali moi mentorzy, tylko że oni na prawdę się kochają, chociaż... Nie, na pewno. Na igrzyskach było to widać. Nagle usłyszałem, że moje drzwi się otwierają. W framudze stała ona. 
- Walter. Co cię do mnie sprowadza? - pytam ze śmiechem. 
- Miałam nadzieję, że nie śpisz i pogadamy. - mówi. Robię pytającą minę, a ona siada obok mnie. Okrywa swoje nogi kołdrą i poprawia poduszkę. Patrzę na to nieco zdziwiony. Dziewczyna pakuje mi się do łóżka. Na tę myśl uśmiecham się. Humor dalej się mnie trzyma. - Zawrzyjmy większy sojusz? - była w ogóle mowa o jakimś sojuszu między nami?
- Co masz na myśli? - pytam i siadam na poduszce.
- Ty, ja i Marco. - odpowiada.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Dwie osoby z nas i tak będą musiały zginąć, chociaż najpewniej zginiemy wszyscy.
- Ale będziemy mieli większe szanse. - mówi podniesionym głosem i gestykuluje przy tym. Chce mi się śmiać na ten widok.
- Czemu miałbym się zgodzić? 
- Bo mnie lubisz?



*Peeta*

Jemy wspólne śniadanie. Nasi trybuci są wyraźnie niewyspani. 
- Powinniście więcej spać. - mówi Effie. Oni patrzą na siebie i wzruszają ramionami. Czyżby coś knuli. Eh, nieważne. Moich planów Haymitch też nie znał. Nie mam zamiaru się wtrącać.
- Effie ma rację. - potwierdza moja narzeczona i kroi naleśnika. 
- Wiecie, że przez to co nas czeka, mamy z tym problemy. - mówi niegrzecznie Mario i  robi groźną minę. Wstaję z krzesła i przybliżam się do niego.
- Nie denerwuj się tak. Wyobraź sobie, że wiemy co przeżywacie. Możecie mnie zapewniać, że wcale się nie boicie, że macie gdzieś to, że traficie na arenę, ale jako wasz mentor wiem, że cholernie się boicie. W czasie treningu patrzycie na pozostałych jak na ofiary, albo prześladowców. Kalkulujecie kto ma największe szanse. Zastawiacie się nad tym kto jest lepiej od was wysportowany, ma większe umiejętności, jest sprytniejszy. Powiem wam tylko jedno. Na arenie wasze kalkulacje się na nic nie przydadzą. Sam siebie skazywałem na całkowitą przegraną. A co teraz robię? Rozmawiam z wami, co dowodzi temu, że żyję. Nadzieja. Jedna iskierka nadziei potrafi wywołać pożar. - siadam na swoim miejscu. Wszyscy przypatrują mi się.
- Ma pan rację. - mówi Mario i opuszcza głowę. - Przepraszam.
- Ależ nic takiego się nie stało drogi przyjacielu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! Marco się nie spodziewałyście, c'nie? ;) Jesteście za sojuszem z nim, czy przeciw? 
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Trzymajcie się cieplutko  

sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 2 "Parada trybutów i kostka cukru"

*Katniss*

- Za niedługo będziemy w Kapitolu. - powiedziała Effie i poprawiła swoją fioletową perukę. Rzeczywiście po jakiś dwudziestu minutach zobaczyliśmy kapitolońskie budynki. 
- Uśmiechajcie się i machajcie. Zdobędziecie tym sympatię publiczności i tym samym sponsorów. - zarządzam. - Jak ten pan. - wskazałam na Peetę, który od razu gdy usłyszał swoje imię podniósł wzrok znad kolorowego pisma. Podniósł jedną brew w bardzo wymowny sposób. 
- Pierwszy raz byłem w Kapitolu. Te budynki i ludzie tak zadziałały. Poza tym lubię być miły. - odgryzł się i uśmiechnął. Pociąg zatrzymał się. Mario i Julianne poradzili sobie ze zdobywaniem sympatii. Ludzie na dworcu krzyczeli i klaskali. Gdy tylko wyszliśmy razem z Peetą tłum zaczął jeszcze głośniej krzyczeć. Mellark objął mnie ramieniem i pocałował czule. To na wypadek jakby Snow stwierdził, że wcale się nie kochamy, a to co działo się na arenie było tylko grą. Z mojej strony trochę było, bo gdzieś tam na dnie mojej podświadomości miałam nadzieję, że taki fajny chłopak jak Peeta mnie nie kocha. Myślałam, że nie dam mu tego czego pragnie. Teraz widzę, że świetnie się dopełniamy. Przecież przeciwieństwa się przyciągają. On jest moją lepszą połówką, jest kimś kim ja nigdy nie będę. Mam szczęście, że jest przy mnie. 

*Julianne*

Leżałam na niewygodnym fotelu lekarskim? Nie wiem jak to nazwać. Mniejsza z tym. Pomocnicy mojego stylisty myli mnie, podcinali włosy i robili mi manicure. Bove, Alice i Margaret. Chyba tak mają na imię. Stwierdzili, że jak na dziewczynę z Dwunastki prezentuje się dobrze i jestem zadbana. Nie wiedziałam czy mam się obrazić, przyjąć to jako komplement, czy jeszcze coś innego, więc tylko prychnęłam. Gdy doprowadzili mnie do, jak sami to nazywają, "stanu bazowego zero" do pokoju wszedł wysoki, czarnoskóry mężczyzna.
- Cinna. - przedstawił się i ucałował moją dłoń. - A ty jesteś Julianne. Ładne imię. 
- Pan był stylistą Katniss. Prawda? - zapytałam. Mój stylista to Cinna. Ten Cinna, który zaprojektował te przepiękne suknie Everdeen. Ogień. To chyba najbardziej mi się z nim kojarzy. Ogniste kreacje, które były powodem zazdrości prawie wszystkich trybutów na igrzyskach Katniss i Peety. 
- Tak. - zaśmiał się i złapał mnie za rękę, - Mam dla ciebie kombinezon z elementami węgla, który zapali się kiedy tylko będziesz chciała. - podoba mi się to. Będzie chyba podobny do stroju Katniss. Pamiętam jak cztery lata temu to wszystko przeżywałam, te igrzyska. Wylosowanie Primrose i zgłoszenie się jej siostry. Chodziłam razem z Prim do jednej klasy. Stałam za nią na dożynkach i gdy usłyszałam jej imię zamurowało mnie. To co zrobiła potem Katniss było bardzo ryzykowne i bohaterskie. 
- Super. Na paradzie trybutów zrobimy wielkie bum. - krzyknęłam z entuzjazmem. Co się ze mną dzieje? Chyba nie dotarło do mnie jeszcze to, że umieram powoli, że za tydzień może mnie już nie być, bo przegram walkę pierwszego dnia. 
- Jesteś bardzo radosna. Katniss była inna. No cóż przebierzmy cię w to. - powiedział rozpromieniony i podał mi kostium. Gdy tylko się w niego wcisnęłam pokazałam mi jaki przycisk mam włączyć, żeby strój się zapalił. Zrobił mi mocny makijaż, a włosy splótł w fikuśną fryzurę. 
- Przyszłam po Julianne. - do pomieszczenia weszła Katniss ubrana w czarną sukienkę do kolan i z warkoczem na ramieniu. Uśmiechnęła się na mój widok i pochwaliła Cinnę, który przytulił ją mocno na powitanie. Widać, że są dobrymi przyjaciółmi. Wzięła mnie za rękę i oplotła swoje ramię na moich barkach. - Chciałabym ci tylko powiedzieć, że zawsze możesz na mnie liczyć i jeśli masz jakiś problem, to z chęcią ci pomogę.
- Dziękuję. - wymieniłyśmy się uśmiechami i weszłam na rydwan. Stanęłam koło Mario, który również miał na sobie czarny kombinezon.
- Naciśnijmy guzik gdzieś w połowie drogi. Złapie cię wtedy za rękę. Ok? - zapytał, a ja tylko przytaknęłam. 

*Mario*

Nasz rydwan ruszył. Na widowni było wielu Kapitolończyków.  Krzyczeli i wiwatowali. Mniej więcej w połowie drogi uścisnąłem dłoń Julianny. Nacisnęliśmy nasze guziki w tym samym czasie, a za nami pociągnął się długi płomień. Widownia oszalała. Moje serce biło mocniej niż kiiedykolwiek wcześniej. Trochę trzęsły mi się ręce. Dopiero gdy nasze rydwany stanęły przed balkonem, na którym stał prezydent, zdałem sobie sprawę z tego, że nasze ręce dalej są złączone. Zarumieniłem się, a Julianne uśmiechnęła się.
- Jeśli chcesz to możesz trzymać moją dłoń. Jeśli ci to pomaga to czemu nie. - powiedziała ochoczo. Pomagało mi. Czułem bliskość osoby, która przeżywa to co ja. Oczywiście nie mógłbym jej porównywać do siebie i mojej sytuacji sprzed dożynek. Jestem inny niż ona. Na pewno mniej boję się igrzysk, lepiej władam bronią i potrafię rozpalić ogień bez zapałek. Nie wiem co ona potrafi. Może zawarcie z nią sojuszu uratowałoby nam życie. To nie taki zły pomysł. Mielibyśmy większe szanse. Prezydent Snow wygłosił nudną mowę, z której nie pamiętam niczego. Jedyne co utkwiło mi w pamięci to ciepła i delikatna dłoń Walter. 

*Peeta*

Dobrze sobie poradzili. Trzymali się za ręce. Pewnie wszyscy zastanawiają się czy coś ich łączy. To trochę śmieszne. Tak jak ze mną i Katniss. Może zafundują im powtórkę z rozrywki, chociaż wątpię. Nawet jeśli naprawdę by się w sobie zakochali to wpadliby po uszy w kłopoty. Nikt z nich najprawdopodobniej nie wygrałby. Mario próbowałby chronić Julianne, a ona go, przez co popadliby w błędne koło. Raczej wątpię, żeby Snow znów pozwoliłby na ukoronowanie dwóch zwycięzców. Ostatni organizator igrzysk, który do tego dopuścił zapłacił za to własnym życiem... Zabito go przez nasz wybryk z jagodami. Jakbym wiedział, że narobimy tylu kłopotów, to sam bym ze sobą skończył. Ale Snow nas chyba lubi. Wiem, że brzmi to śmiesznie, dziwnie i nierealnie.
- Peeta. Finnick tu jest. - powiedziała Katniss i uśmiechnęła się ciepło. Finnik Odair. Zwycięzca sprzed kilkunastu lat. Mentoruje trybutów z Czwórki. Jest jednym z najmłodszych zwycięzców, jeśli nie najmłodszym. Jest również rekordzistą jeśli chodzi o najdroższy prezent od sponsorów. Dostał trójząb w najostrzejszej części igrzysk.
- Cześć Peeta. - przywitał się ze mną. Poznaliśmy go z Katniss w czasie wyjazdu do Czwórki. Fajny chłopak. Ma żonę Annie, która również wygrała igrzyska i trochę przez nie oszalała... Jeśli to nie plotki, to za niedługo powinien zostać ojcem.
- Hej Finnick. Jak tam w Czwórce?
- A dobrze. Annie za dwa miesiące powinna urodzić mi pierwsze dziecko. Na co stawiacie. Chłopak czy dziewczynka? - mówi i bierze do buzi kostkę cukru. 
 

- Chłopak. - odpowiadamy wspólnie z Peetą.
- Ktoś głupi przyjdzie. - mówi Finnick, a za jego plecami pojawia się czarnoskóra dziewczyna, z którą bałbym się przebywać sam na sam i trafić na arenę, a jej uśmiech przyprawia mnie o mdłości.
- Chyba nie macie na myśli mnie. - syczy, a ja czuję jak po moich plecach przechodzi dreszcz. Przed nami stoi mentorka trybutów-zawodowców z Dwójki.
- Cześć Enobaria. - odpowiada Odair i odwraca się w jej stronę. Ilustrują ją wzrokiem. - Miałem rację. - szydzi z niej i razem z nami odchodzi od niej. Enobaria robi groźną minę i pokazuje swoje kły. - Trzeba być idiotą, żeby zrobić takie coś z zębami żeby rozdzierać gardła swoich przeciwników. Dobrze mówię?
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejo! Taka wena, że hoho. Korzystam z ostatnich dni wolnych i męczę Was moją "sztuką literacką". Mam do Was pytania. 

Jesteście team Gale czy Peeta?
Wasi ulubieni i znielubieni bohaterowie?
Najbardziej przerażające wydarzenia i te które kochacie w "Igrzyskach śmierci"?

Pytam, bo jestem ciekawa jak wy to odbieraliście ;D Jestem mega ciekawa Waszych odpowiedzi Pszczółeczki :*
Trzymajcie się cieplutko

piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 1 "I niech los zawsze wam sprzyja"

*Mario*

Wylosowali mnie. Mam szczęście, czy pecha? Mam się cieszyć, czy płakać? W Dwunasce nic mnie nie trzyma. Rodzina? Nic dla mnie nie znaczą. Mama umarła, kiedy miałem kilka lat. Ojciec się załamał. Zaczął pić. Kończył pracę w kopalni, siedział w starym fotelu i pił. Tak codziennie. Albo wygram, będę sławny i zamieszkam obok moich mentorów, albo... wiadomo co. Zginę. Wydaje mi się, że to będzie kwestia czasu, kiedy mnie wykończą. Bo co ja umiem? Tylko rzucać nożami, ale najpierw muszę te noże mieć. Zawodowcy zabiją mnie prędzej, czy później. Pokażą moje zdjęcie na niebie areny. Nawet nikt za mną nie będzie płakać. Strażnicy Pokoju zaprowadzili mnie do pociągu. Teraz tydzień życia w luksusie, a potem z dwa tygodnie (w moim przypadku pewnie mniej) gry na śmierć i życie. Zaczynamy zabawę...

*Julianne*

Odwiedził mnie tata. Ostatni raz. Życzył mi powodzenia, ale chyba sam w to nie wierzy. Nie wierzy, że wygram, bo szansa na to... Nie istnieje. Tłumił płacz, nie tak jak ja. Ryczałam, bo płaczem nie można było tego nazwać. Głaskał mnie po włosach i mocno przytulał. Co z moją mamą? Jest chora. Wiecznie miewa migreny. Musimy być w domu cicho jak myszy pod miotłą... To mój atut! Potrafię się dobrze skradać i nie robić przy tym hałasu. Może nie zginę jako pierwsza. Tata musiał już wyjść.
- I niech los zawsze wam sprzyja. - powiedziałam szeptem i poszłam razem z strażnikami do pociągu, który opływał w luksusach. Pierwszy raz widzę abażur. Jedwabne firany. I tyle smakołyków.
- Korzystajcie póki możecie. - mówi Katniss Everdeen. Moja mentorka. Mój wzór do naśladowania. Wyszukuję ją wzrokiem. Siedzi na kanapie w samym rogu, obok Peety Mellarka. Muszę im pokazać na co mnie stać. Jestem pierwszą trybutką, którą mentorują i chcę, żeby mnie zapamiętali taką jaka jestem, oczywiście z tej dobrej strony. 

*Peeta*

- Usiądźcie. - wskazałem na kanapę naprzeciw nas. Musimy im powiedzieć wszystko. Jak przetrwać, jak mają się zachowywać. Obiecałem sobie, że będę dla nich jak najlepszy przyjaciel i za wszelką cenę spróbuję ich uratować. Niestety, zwycięzca może być tylko jeden.
- Pewnie macie do nas jakieś pytania. - mówi Katniss i spogląda na nich pytająco. W tym czasie dostajemy kolację. Podaje nam ją awoksa. Ruda kobieta, o zielonych, kocich oczach. 
- Schronienie. Ogień. Żywność. Broń. - szepcze dziewczyna. Widać, że nie wie kompletnie nic o przetrwaniu w czasie igrzysk. 
- Schronienie najlepiej blisko wody, dobrze ukryte. Na drzewie, jaskinia. Na ziemi jest trudniej. - mówi Katniss a oni spijają słowa z jej ust. Ona jest dla nich większym autorytetem. Kim ja jestem? Dodatkiem do wspaniałej, pięknej i odważnej Katniss Everdeen. Kocham ją, ale przez jej wspaniałość, mam problem z samym sobą, a przecież też wygrałem. Peeta... Przecież to ona cie uratowała i ryzykowała życie.
- Ogień. Nauczycie się na treningach. Tam również nauczycie się znajdować żywność i rozróżniać rośliny, które możecie jeść, a które kategorycznie nie. Jeśli mowa o broni... Potraficie jakąś używać? - zapytałem i spojrzałem wymownie na parę trybutów, moich podopiecznych. Za szybko przywiązuję się do ludzi. Za niedługo będę traktować ich jak własne dzieci.
- Daje sobie nieźle radę z nożami. - mówi chłopak zdecydowanie i uśmiecha się.
- A ja... Nigdy nie próbowałam używać broni. Potrafię się skradać i kryć. - odpowiada niepewnie Julianna i opuszcza wzrok.
- To dobrze. Spróbujesz swoich sił w Kapitolu. - podnosi ją na duch moja narzeczona. - Sponsorzy są również bardzo ważni. Mogą was uratować. Muszą was polubić. Wszystko zależy od was. Nie jesteście pionkiem w tej grze. Macie wybór. Nie chcę wam mówić, że wszystko będzie dobrze, bo równie dobrze mogłabym wam teraz powiedzieć, że nagle odwołano igrzyska. Musicie walczyć. Tylko to wam zostało. Jeżeli stanie się najgorsze, to pamiętajcie, że umieracie będąc w stu procentach sobą. Za żadne skarby nie zawierajcie przymierza z trybutami z Jedynki, Dwójki i Czwórki. Oni tylko czekają na waszą śmierć. - wszystko to mówi na jednym tchu, a następnie bierze głęboki oddech. - Odpocznijcie. - dodaje.
- Katniss! - krzyczy Effie z korytarza. - Musimy wszystko zaplanować. - Everdeen niechętnie wstaje z kanapy, a jej twarz układa się w grymas niezadowolenia. Mimowolnie się zaśmiałem.
- Coś nie tak, Kochanie? - pyta z przekąsem.
- Idę z tobą, Skarbie. - szepczę jej do ucha. Powinniśmy to robić przy naszych trybutach?

   *Katniss*

Leżeliśmy w wielkim łóżku z baldachimem. Zastanawiałam się czy Julianne i Mario śpią. Pewnie nie. Dzisiejsze emocje nie pozwalają im na to. Adrenalina płynie w ich żyłach. Może płaczą, bo nie potrafią przyjąć myśli, że najprawdopodobniej to ich ostatnie tygodnie. Myślą nad tym w jaki sposób zginą i z czyjej ręki. Czy ich serce przeszyje strzała, która wystrzeli z łuku, a może trójząb, który będzie własnością syna rybaka z Czwórki, przeszyje ich ciało. Jak będzie wyglądać arena, na której będą konać. Czy będzie górzysta, równinna. Czy znajdą wodę, żywność, będą potrafili rozpalić ognisko. Mentorowanie wychodzi mi znacznie gorzej od zabijania. 
- Nad czym myślisz? - pyta Peeta i spogląda na mnie, głaszcząc przy tym moje włosy.
- Czy sobie poradzą. Jak myślisz?
- Nie wiem. Nie znam ich umiejętności zbyt dobrze. - zakłada kosmyk włosów za moje ucho. A co jeśli ich umiejętności są złe? Ciśnie mi się to na usta, ale nie chcę tego powiedzieć. Wiem co przeżywała Haymitch przez te lata.
- Powiedz, że damy sobie radę.
- Na pewno nie spoczniemy na laurach. Utrzymamy ich przy życiu ile tylko będziemy mogli. - zapewnia mnie i jeszcze bardziej przyciąga do siebie. Dotykam kolanem jego protezy. Nie lubię jej, on też, ale gdyby nie ona to Peeta nie mógłby się poruszać. Czasami wydaje mi się, że stracił nogę przeze mnie. W końcu to przez to, że chciał mnie chronić.
- "Nieszczęśliwi Kochankowie" wracają do akcji jako mentorzy. - wybucham śmiechem. Nie wiem czemu. Przez igrzyska mam czasami problemy z głową.
- I niech los... - zaczął z kapitolońskim akcentem. Kiedyś przedżeźniałam Kapitolińczyków z Galem, ale po Turnee obraził się na mnie za to, że uciszyłam powstania. Zrozumiałam wtedy, że Galem kieruje nienawiść i żądza zemsty. Też nienawidzę naszego ustroju politycznego, prezydenta, ale nie mam zamiaru narażać mojej rodziny na niebezpieczeństwo. Za bardzo ich kocham. Czasami zastanawiam się, co by było gdybym nie trafiła na arenę. Czy byłabym z Galem? Co z Peetą? Znalazłby inną ukochaną? Podglądałby nas i kipiał zazdrością? Nie mając sensu życia planowałby zakończyć je w słusznej sprawie? A może znalazłby się i tak na arenie? Nie ma sensu zastanawiać się nad tym. Dzieje się to, co miało się dziać.
- Zawsze wam sprzyja.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej :) Dziękuję Wam za Wasze miłe komentarze. Dały mi kopa motywującego do napisanie tego czegoś wyżej. Jak czytałam Wasze przemiłe komentarze to cieszyłam się jak głupia do komputera. Uwielbiam Was.
Trzymajcie się cieplutko.
P.S. Dodałam opcje obserwatorów ;)

czwartek, 1 stycznia 2015

Prolog

*Katniss*

Kolejne dożynki. Rok w rok to samo. Boję się, że los znów wskaże Prim, a ja wtedy już nic nie zrobię, będę mogła być tylko jej mentorką. Stałam ramię w ramię z Peetą, a Effie wykonała rytuał tego okropnego wydarzenia.
- Damy pierwsze! - powiedziała jak zwykle, a na jej białej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie potrafię rozgryźć tej kobiety. Nie wiem na ile jest sobą, a na ile gra. Zachowuje się tak jakby nie miała świadomości tego co dzieje się wokół niej. Żyje w błogim spokoju, którego tak bardzo jej zazdroszczę. Włożyła rękę do kuli z losami, a ja na chwilę wstrzymałam oddech. Tylko nie Prim. - Julianne Walter! - krzyknęła, a ja odetchnęłam z ulgą. Wiem, że to nie humanitarne i nie powinnam się cieszyć z tego, że ta dziewczyna idzie na rzeź, ale zmusiło mnie do tego życie. Niska dziewczyna weszła na scenę i została czule przywitana przez Tinket. 
- Uspokój się Katniss. - szepnął mi na ucho Peeta i pogłaskał moją dłoń.
- Mario Goetze! - krzyknęła w tym samym momencie Effie. Kojarzę tego chłopaka. Mieszka niedaleko. Nieźle włada nożami. Może sobie poradzić. Tę Juliannę nie znam. Chyba jest córką krawca. Peeta powinien ją znać. Tinket pożegnała się z Dwunastką, a my razem weszliśmy do Pałacu Sprawiedliwości. Trybuci weszli do osobnych pokoi, w których mogą spotkać się z rodzinami, najpewniej ostatni raz... Usiedliśmy z Peetą na kanapie razem z Haymitchem. Pierwszy raz od wielu lat to nie on jest mentorem dzieciaków z naszego dystryktu. 
- Możemy prosić o jakąś radę? - zapytał Peeta i spojrzał wymownie na naszego starego mentora.
- Nie pozwólcie ich zabić. - odrzekł i wypił szklankę whisky. - I pamiętajcie o sponsorach. Oni potrafią uratować im życie bułką.
- Będzie kiepski ze mnie mentor. - jęknęłam i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam na swoich plecach silne dłonie Peety. 
- Nie prawda. Damy sobie radę. Utrzymamy ich długo przy życiu. Znajdziemy sponsorów.
- Będzie wam łatwiej, bo kocha was cały Kapitol. Załatwicie im na pewno dużo potrzebnych rzeczy, jeśli będzie im to potrzebne. Najważniejsze jest to, żebyście mieli na wszystko oko. Pamiętasz Katniss sytuację z wodą. Musicie dawać im jakiekolwiek sygnały, jeśli jest to konieczne. I pamiętajcie. Publiczność musi ich pokochać, tak samo jak pokochali was. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Prolog napisany. Nawet mi się podoba. To są moje klimaty. Chciałabym przedstawić igrzyska od strony mentora, więc najwięcej będzie pojawiało się perspektyw Katniss i Peety. Trzymajcie się gorąco.