poniedziałek, 6 lipca 2015

Inforamcje

Hej Pszczółki!
Ostatnimi czasy zaczęłam pisać nowe opowiadanie. Jest to moje pierwsze opowiadanie nie o piłkarzach. Zwyczajni ludzie, (nie)zwyczajna historia. Pierwszy przemyślany blog. Niepisany na spontanie. Przemyślany, z rozrysowaną fabułą i dokładnie obmyślonymi bohaterami. Na razie mam prolog i trzy rozdziały. Historia poniekąd oparta na faktach (od razu mówię, że nie jest to związane ze mną), ale oczywiście dużo mojej wyobraźni w tym jest.

"Spójrz w lustro. Widzisz człowieka prawda? Znasz go? To ty. Grube nogi? Brzuch nie jest płaski? To ty. Coś ci wyskoczyło na twarzy? Masz garbaty nos? To ty. A widzisz te niebieskie oczy? Duże i głębokie? Długie, brązowe włosy? To ty. Nie. Nie spoglądaj na blizny na nadgarstkach. To ludzi ci je zrobili. Spójrz trochę wyżej. Prosto w swoje oczy. Potrafisz teraz powiedzieć, że się nienawidzisz?"

Zapraszam:

Maybe Someday <------------ klik


Przy okazji przepraszam, że nie napisałam jeszcze rozdziałów na tym blogu. Pierwszy tydzień wakacji jak i ten ma dość zarobiony także nie mam zbyt dużo czasu, aczkolwiek postaram się coś sklecić do końca tego tygodnia.

Trzymajcie się cieplutko :*

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 10 "Dzień to życie, noc to śmierć"

*Julianne*

- Więc, co robimy? - pytam Marco i siadam na kamieniu. Wszystko straciło sens. Co ja mam teraz zrobić?
- Nic. Mamy jedzenie, jest w miarę ciepło. Może opowiedz mi coś. - siada na trawie i patrzy na mnie wyczekująco.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć. Boję się. - dodaję szeptem. Nikt nie może tego wiedzieć. Nikt nie może wiedzieć jak bardzo słaba jestem.
- Och Julianne. Myślisz, że ja nie. Trzęsę portkami jak największy tchórz. Wiesz co mi pomaga? - pyta, a ja kręcę przecząco głową. - Fakt, że gdy zamykam oczy wszystko jest czarne. - unoszę prawą brew w geście zdziwienia. Co on mówi? O co w tym chodzi? - Nie patrz tak na mnie. Tak jest. Gdy byłem mały, w naszym dystrykcie zabrakło światła. Zajmujemy się tam technologią, więc wszyscy byli zdruzgotani. Dystrykt Piąty zawalił na całej linii. Wtedy podeszła do mnie mała dziewczynka. Nie widziałem jej dokładnie, bo mrok opanował główny plac. Zauważyła widocznie, że się boję. Bałem się ciemności, do momentu, w którym ją poznałem. Powiedziała mi wtedy, że ludzie wcale nie boją się ciemność tylko tego co w niej się chowa. Miała rację. Stwierdziła również, że w ciemności jest wielki ogród, który się w niej ukrywa, bo ludzie nie zasługują na to, żeby go zwiedzać. Tylko niektórzy go oglądają, ci, którzy nie boją się czegoś co jest tylko i wyłącznie wytworem naszej wyobraźni. Kilka miesięcy później zginęła. Wpadła na płot, który był pod wysokim napięciem. Chwilę przed tym niż umarła, wyszeptała mi "Gdzieś pomiędzy dniem a nocą jest ogród. Tam się spotkamy". Dzień to życie, noc to śmierć. - zauważyłam w kącikach jego oczu łzy. Przytuliłam go i szybko od niego odskoczyłam, bo usłyszałam w swojej głowie przeraźliwy krzyk. Mario...

*Mario*

Cholera jasna. Gorzej być nie mogło?! Mogło. Mógłby teraz siedzieć z ojcem pijakiem w małym salonki, który capiłby alkoholem i wymiocinami. Zamiast tego właśnie stoję oko w oko z Gerardem. Jest wyższy ode mnie o głowę, ma dość pokaźną brodę jak na jego wiek. Co on dobrze robi? Miecz. No to będzie mój koniec.
- Witaj Mario. - mówi wyjątkowo spokojnie. - Nic ci nie zrobię. - słyszę w głowie jęki zawodu widzów. Pewnie myśleli, że obetnie mi po kolei palce, potem wydłubie jedne oko, drugie zostawi, abym mógł patrzeć jak bawi się moimi flakami. 
- Czemu miałbym ci uwierzyć?
- Bo nie masz innego wyjścia. - wyciąga miecz. Przechylam głowę w prawą stronę i zakładam ręce na klatkę piersiową. 
- Mów co chcesz.
- Zawrzyjmy sojusz. 
- Nie ma mowy! - wybucham, a on przykłada czubek miecza na moją szyję. Przełykam ślinę, czując metal tak blisko mojej krtani. 
- Więc zabawię się z twoją dziewczynką. Jak jej tam? Julia, Anne? Julianne! - śmieje się obrzydliwie i językiem przejeżdża po swojej wardze. Skupiam cały mój umysł na tym, żeby nawiązać telepatyczny kontakt z Julianne i Marco. Pomocy! krzyczę Jestem koło naszego obozu, mojego obozu. Gerard właśnie trzyma miecz niebezpiecznie blisko mojego gardła!
- Niezła jest. Wiesz? Gdybym mógł to zabawiłbym się z nią. Na oczach całego Panem. A potem zabiłbym ją. - ciągnie, swój obrzydliwy monolog. Och powiedziałeś słowo za dużo skurwielu. Kopię go w krocze. On upuszcza miecz i łapie się w swoje czułe miejsce, jęcząc przy tym z bólu. 
- Odetnę ci penisa ty dupku! - krzyczę, nie przejmując się tym, że ktoś mógłby mnie usłyszeć. Nigdy wcześniej nie byłem taki zły! Podchodzę do niego i gdy mam wbić mu miecz prosto w oko słyszę głoś Julianne. Wypuszczam powietrze z ulgą, a miecz ląduje w samym środku tęczówki brodatego dupka.   
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Pszczółki!
Wracam po długiej przerwie z nową energią, szczęśliwa jak nigdy! Potrzebowałam odpoczynku. Mam nadzieję, że nadal chcecie czytać moje opowiadanie.
Zapraszam Was również na mojego bloga o książkach. Pojawiać się będą recenzje, TAGi i inne posty związane z książkami. Mam nadzieję, że będziecie tam zaglądać. Napiszcie co o tym sądzicie i czy będziecie czytać.

KSIĄŻCAT

czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 9 "Obiecuję"

*Julianne*

Budzą mnie podejrzane szelesty. Czuję uścisk w żołądku. Podnoszę z ziemi nóż. Idę w stronę hałasu. Gdy dochodzę na miejsce zauważam przestraszonego chłopaka. Lukas, trybut z Piątki. Cechuje go moralność i wstręt do zabijania. Nie jestem w stanie wbić mu nóż w serce. 
- Zrób to. - mówi. - Zabij mnie. Jeden bliżej do wygranej. 
- Nie zrobię tego. - odpowiadam, a on spogląda na mnie zdziwiony. Po chwili zauważam, że wpadł w jakieś sidła. Nie potrafi wydostać swojej nogi z nich. Klękam przed tym cholerstwem i próbuję to jakoś "rozbroić". Boję się, że zrobię coś źle. Nacinam lekko sznur i sidła puszczają Lukasa. 
- Dziękuje. - mówi z uśmiechem na twarzy. - Ale i tak prędzej czy później ktoś mnie zabije.
- I mogę to być ja. - spoglądamy w stronę, z której dobiega głos. Zawodowiec z Jedynki. Żebyś się nie zdziwił. Blondyn naciąga łuk, ale w tym momencie nóż przeszywa jego serce. Upada na ziemię, a ostanie spazmy poruszają jego ciało. Uśmiecham się. Nigdy nie sądziłam, że zabijanie będzie sprawiało mi przyjemność. 
- Zabiłaś go. - mówi wstrząśnięty chłopak. 
- Gdybym tego nie zrobiła to on zabiłby nas. - Gdzie jesteś do cholery? Woła głos w mojej głosy. Co się dzieje? To głos Mario? Tak to ja. Czy ty czytasz mi w myślach? Nie, my rozmawiamy telepatycznie. Mój dar, czy też przekleństwo, zwał jak zwał. Nie możesz tego robić! To pogwałca moją prywatność! Może kłócić się w myślach trochę ciszej. Ludzie spać nie mogą. Ty sobie śpisz, a ona ucieka. Przecież żyje. Daj sobie spokój. Nie jestem małą dziewczynką. Przed chwilą zabiłam trybuta. Co? Wracaj natychmiast! 
- Wszystko ok? - pyta Łukasz.
- Um tak. Niech nasza znajomość zakończy się na tym etapie. Powodzenia. - wracam w stronę obozu. - Gdzie byłaś? - pyta mnie zdenerwowany Mario. - Martwiłem się. Prawie umarłem ze strachu.
- Nie przesadzaj. Lepiej powiedz jak to coś w mojej głowie wyłączyć. 
- Nie da się.
- Co do cholery?
- Połączenie między trzema osobami jest silne, więc nie dam rady go przerwać. - odpowiada.
- To czemu nie połączyłeś się tylko ze mną?
- Bo musiałem mieć go na oku. - wskazuje na Marco leżącego plecami do nas.
- Wszystko słyszę. Dzięki, że obdarzyłeś mnie zaufaniem. - warczy i wstaje ze wściekłością. - Pora na mnie. Radźcie sobie sami. 
- A żebyś wiedział, że sobie poradzimy. Nie potrzebujemy cię. - mówi Mario i siada na pniu. Bierze do ręki nóż i ostrzy go. Marco robi smutną minę i odwraca się tyłem do nas. 
- Możesz już mnie zabić. Oszczędzisz czas.
- Spieprzaj. Mam cię dosyć. Jesteś kompletną ciotą. Nic nie wartym śmieciem. - krzyczy na chłopaka Goetze. Jak on tak może? Czemu jest taki zły? To ja nabroiłam, nie Marco. Posyłam Mario morderczy wzrok i biorę na plecy mój plecak. - A ty gdzie się wybierasz? - pyta i obraca się w moją stronę.
- Idę z nim.

*Mario*

Czy jestem wkurzony? Jak cholera! Co w tej chwili robię? Buduję mur wokół moich myśli. Dosłownie. Muszę je w nim zamknąć. Oni nie mogą wiedzieć o czym myślę, a ja nie chcę wiedzieć o czym myślą oni. Poza tym jeśli będziemy daleko od siebie nie będziemy mieli dobrego przekazu. Oni będą mogli ze sobą rozmawiać przez myśli. Mój błąd. Tak bardzo chciałem ją bronić, że ją straciłem. Zawsze tak to się kończy. Ją też chciałem chronić. Nie wyszło, tak cholernie mi nie wyszło. Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Na zawsze. To był mój błąd, moja wina, to ja odebrałem jej życie. 
- Kocham cię. Za niedługo będziemy razem. Obiecałem ci, że ją uratuje w razie czego, a potem do ciebie wrócę. Tak jak obiecałem. Będziemy razem przez wieczność. Tam nie ma bólu, cierpienia, igrzysk. Będziemy my. Raz na wieki, złączeni w jedność. Tylko wykonam moje zadanie, ale na razie muszę coś odbudować, coś rozwalić i przyjdę do ciebie. Obiecuję.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Rozdział pełen tajemnic, czyż nie? Czkacie na wątek miłosny w moim opowiadaniu? ;>
Trzymajcie się cieplutko Pszczółki :*

Zapraszam na nowy rozdział na blogu o Marco -------------------------------------> LINK

niedziela, 15 lutego 2015

Opowiadanie o Marco :)

Zapraszam Was na moje nowe opowiadanie. Tym razem ktoś nowy, jak wcześniej zapowiadałam - Marco Reus. Moja kochana Jedenastka <3

Zapraszam --------------------------------> "The biggest adventure you can take is to live your dreams" 

sobota, 14 lutego 2015

Co powiecie na bloga o Marco? :D

Mam pomysł na bloga o Marco. Pytanie jest tylko jedno.
Czy będziecie czytać i komentować?

Piszcie w komentarzach, czy chcecie :D

A i jeszcze jedno. Wasz ulubiony piłkarz BvB? (Muszę wykombinować Marco przyjaciela innego niż Mario xD Oczywiście w razie gdybyście chętnie czytały moje wypociny)

Trzymajcie się cieplutko :*

czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 8 "Na pewno jest z ciebie dumna. K i P"

*Julianne*

Przejeżdżam dłonią po spierzchniętej wardze. Czy tu do cholery nie ma nic do picia?! Mario prowadzi nas w stronę wody, ponoć. Tropił zwierzęta i według niego idą one w tamtą stronę, a że one również muszą pić, to pewnie tam znajdziemy wodę. Czuję przeszywający ból nogi. Nie wiem czemu go odczuwam. Nie przewróciłam się, nic nie zrobiłam, co mogłoby go spowodować. Kuśtykam gorzej niż Marco. 
- Hej Mała, co ci jest? - pyta Mario i chwyta mnie z ramię. Czuję nagłe uderzenie ciepła. Zaczynam się gotować w moim własnym stroju. Ręce mi drżą. - Potrzebuje wody Marco. Natychmiast! - mówi i biegnie prosto, zostawiając mnie samą z chłopakiem.
- Wszystko będzie dobrze. - wmawia mi Marco i trzyma mnie żebym nie upadła.
- Moja noga. - mamroczę i spoglądam w dół. Jest sina. A przynajmniej fioletowy kolor ma ta część mojej kończyny dolnej, którą widać. Co się ze mną dzieje, czy to jakaś choroba? Mario przybiega z napełnioną butelką. Daje mi pić, a potem rozdziera rękaw swojej koszulki i moczy materiał woda. Robi mi opatrunek na nogę, a ja dalej nie rozumiem co się dzieje, czy on wie co robi? - Co mi jest? - pytam wreszcie. 
- Ugryzła cię mrówka. - mówi jakby było to oczywiste i robi to ze stoickim spokojem.
- Mrówka? Jak takie małe stworzonko mogło mi zrobić to. - wskazuję na moją nogę, a Mario prycha i śmieje się pod nosem.
- Genetyczne zmodyfikowana mrówka, na potrzeby właśnie igrzysk. Ma około pięć centymetrów i w małym kolcu na czubku głowy truciznę, która powoduje właśnie to. Pewnie wbiła ci ten kolec w czasie snu. Bywało już tak. - mówi i rozgląda się. - Potrzebuję jednej rośliny, żeby ci się polepszyło i muszę znaleźć miejsce ukąszenia, żeby wycisnąć jad. - ciągnie i klęka przy mnie. - Marco po drodze mijaliśmy tę roślinę. Wygląda jak stokrotka, ale nią nie jest. Jest trochę większa i ma płatki koloru niebieskiego. Na pewno wiesz, o które mi chodzi.
- Wiem. Za chwilę wrócę. - mówi i idzie w stronę, z której przyszliśmy. Przeciska się miedzy dwoma drzewami i znika w gąszczu. Mario bacznie obserwuje moją nogę. 
- Nie dam tak rady. Musisz ściągnąć spodnie. - patrzy na mnie z troską w oczach. Odpinam guzik i zdejmuje długie spodnie. Czuję zimno na nogach. 
- Szybko, bo zamarznę. - Mario błądzi wzrokiem i palcami po mojej sinej kończynie. Na chwilę jego palec zatrzymuje się na ledwo widocznym guziku z tyłu uda, który jest, jak sądzę, napompowany jadem. Miło. Goetze bierze kawałek materiały i z jego pomocą wyciska jad. Czuję palący ból. Staram się nie krzyczeć, aby nie kusić losu, ale po moich policzkach płyną łzy strumieniem. Boli jak diabli. Gdyby nie silny uścisk Mario pewnie wierzgałabym i próbowała uciec, by nie czuć tego bólu.
- Już po sprawie. - powiadamia mnie, a ja spoglądam w to miejsce. Jest czerwone. Pali i swędzi. Chłopak ociera dłonią moje łzy i przytula mnie. - Nie płacz. Po boli i przestanie. Konsekwencje mogły być o wiele gorsze.
- Od tego można zginąć? - pytam z przerażeniem w głosie.
- W męczarniach. - po chwili przychodzi Marco i roślinkami, które są potrzebne Mario. Chłopak zdejmuje mój stary opatrunek i na nowo zamacza go w wodzie, po czym daje na niego rośliny i zawiązuje na moim udzie. Próbuje wstać, ale mam z tym problemy. Nie teraz Julianne. Nie możesz teraz ich osłabiać.

*Mario*

Przestraszyłem się. Jak cholera przestraszyłem się, gdy zobaczyłem jej purpurową nogę. Na szczęscie szybko dostała objawów typowych dla ukąszenia tej małej zarazy. Pieprzone zwierzęta modyfikowane przez Kapitol. Pszczoły, psy, ptaki, mrówki... Modyfikują wszystko. Przemieniają w potwory niewinne zwierzątka. Biorę Julianne na ręce, bo wiem, że ma ogromne problem ze wstaniem, a co dopiero chodzeniem. Idziemy powoli nad jeziorko, które znalazłem, gdy szukałem dla niej wody. Siadamy nad brzegiem i modlimy się, żeby nikt nas tu nie znalazł. Nagle widzimy biały spadochronik, który ląduje w wadzie. Klnę pod nosem i płynę po niego. Otwieram go już w wodzie. Widzę w nim maść na ukąszenia i karteczkę.
Chyba jednak odziedziczyłeś po mamie jeszcze jeden dar. Na pewno jest z ciebie dumna.
- K i P

Idę w stronę Marco i Julianny. Kartkę od mentorów kryję w kieszeni kurtki. Dopiero gdy wychodzę z wody, zdaję sobie sprawę, że jest ona zimna, strasznie zimna. Nogi mi drętwieją. Daję maść dziewczynie, a ona przyjmuje ją z uśmiechem. Mieli rację. Ta maść przyda nam się bardziej niż koc. Ulży jej i pomoże w gojeniu. Czuję się wykończony. Niewiele spałem, a po dzisiejszym incydencie, gdy wreszcie spadła mi adrenalina czuję to jak nigdy. Ściemnia się. Szybko robimy ognisko i pieczemy udka jakiegoś ptaka. Gdy zapada zmierzch już dawno jesteśmy po kolacji, a po ognisku została tylko kupka popiołu i lekko żarzące się przetrwałe patyki. Słyszymy dźwięki hymnu. Nikt nie zginą. Mam nadzieję, że organizatorzy mieli dzisiaj sporo niespodzianek i akcji, bo boję się co mogą wymyślić, żeby widzowie nie umarli z nudów. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej :) Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Przepraszam, że nie pisałam długo, ale byłam w górach i średnio miałam czas,
Trzymajcie się cieplutko Pszczółki :*  
      

środa, 4 lutego 2015

Rozdział 7 "Nikt nie może Cię teraz skrzywdzić"

*Mario*

- Mamy mały duży problem Mario. - mówi i spogląda mi w oczy. Przełykam głośno ślinę.
- Czemu Mała? - pytam z trudem, czując wielką gulę w gardle, a do oczu napływały mi łzy.
- Nie chcę cię stracić. Nie chcę Mario. - odpowiada i chowa głowę w zagłębieniu mojej szyi. Czuję łzy na mojej nagiej skórze. Jej delikatne dłonie objęły moją szyję. Przytulała mnie tak mocno, że z trudem oddychałem. - Nie miałam nigdy prawdziwego przyjaciela. Miałam tylko tatę. Wszyscy patrzyli na mnie z byka. Nienawidziłam ich i siebie. Jesteś moim przyjacielem, prawda?
- Tak. - mówię i jeszcze mocniej ją przytulam. Po tym jak ona się uspakaja czuję jak zaczyna równomiernie oddychać. Śpi. Siedzę tak z nią godzinę, potem dwie, ale po trzech godzinach słyszę jak szczękają jej zęby. Jest cholernie zimno. Marzną mi policzki, ręce i nogi drętwieją. Koc byłby dla nas zbawieniem. Wykonuję sugestywny ruch skierowany do moich mentorów. Ale nic się nie dzieje. Widocznie twierdzą, że damy sobie radę, a później będzie nam coś innego bardziej potrzebne. Biorę Julianne na ręce i idę z nią w stronę śpiwora, w którym słodko śpi sobie Marco, bo jest mu mega ciepło. Znowu czuję napływającą złość. On jest tylko kulą u nogi. Bez niego lepiej byśmy sobie poradzili. Kiedyś sojusz wydawał się być dobrym pomysłem, ale teraz kiedy ten kulawiec dał sobie wbić nóż w kolano nasza współpraca nie zapowiada się obiecująco.
- Marco. - mówię i potrząsam nim. Chłopak budzi się i ziewa.
- Tak?
- Bierz ją ze sobą do tego śpiwora. Będzie jej cieplej. - mówię. Marco wychodzi ze śpiwora i bierze do ręki nóż. - Co ty robisz?
- Wystarczająco odpocząłem. Czas na was. Stanę na straży. - odpowiada i rozsiada się w wejściu do jaskini. Patrzę na niego z uniesionymi brwiami. - Dobra stary. Nie będę owijać w bawełnę, to widać. Widać, że ci na niej zależy, jej też. Pomijając fakt, że na pewno jedno z was umrze, to wam kibicuję, ale wasza miłość jest cholernie egoistyczna w tym momencie, poza tym tak samo jak moja.
- O czym ty mówisz?
- Nie ważne. Zostawiłem w Trójce kogoś bliskiego mojemu sercu. - w tym momencie, w mojej głowie zrodził się masochistyczny pomysł. Nie będziemy szczęśliwi bez siebie nawzajem, a Marco ma dziewczynę w swoim dystrykcie, więc może powinniśmy go chronić, a my, my oddamy mu przysługę umierając. Ugh nie Mario. Ona musi żyć. Nie zaprzeczaj, że tego nie chcesz. Nie możesz być takim egoistą. - Dobranoc. - mówi, jakby chciał się mnie pozbyć, bo chce. Widzę jak zbiera mu się na płacz. Co oni robią z naszym życiem? Jesteśmy swoimi cieniami. Żyjemy bez przyszłości. Wkładam Julianne do śpiwora, a po chwili sam w nim ląduję. Dziewczyna przytula się do mnie. Jest ciepło i miło. Szkoda, że nie możemy żyć tylko tą chwilą. Zatrzymać ją i delektować się tym do końca. Końca, który depcze nam po piętach i śmieje nam się prosto w twarz, policzkując nas raz za razem. Słyszę wystrzał, a ponieważ byłem w półśnie zrywam się, budząc przy tym Julianne. Marco klęczy, a w ręce trzyma nóż ozdobiony krwią. Przed jego kolanami widzimy blondynkę, na oko ma szesnaście lat, a raczej miała. Marco zadał jej ostateczny cios prosto w serce.
- Zrzuć ją na ziemie. - rozkazuję, a on popycha jej ciało nogą, a po chwili ląduje ono około dziesięć metrów niżej. Przyjeżdża poduszkowiec i zabiera je. - Kto to był? - spoglądam na Julianne.
- Sasha z Jedynki. Zawodowiec. - szepcze.
- Jak to się stało? - tym razem pytanie zadaję roztrzęsionemu Marco.
- Ja... zabiłem ją. Ona przyszła tu, widziałem ją i wtedy uśmiechnęła się jak... jak...
- Zabójca? - pomaga mu dziewczyna, a on kiwa głową w geście potwierdzenia.
- Biegła w moim kierunku, pewnie nie wiedziała, że mam nóż. Kiedy już miała się na mnie rzucić wbiłem jej go.
- Prosto w serce. Nieźle.

*Julianne*

Około godziny piątej rano postanowiliśmy wynieś się stąd. Zawodowcy mogą chcieć pomścić koleżankę. Wzięliśmy swoje manatki i zaczęliśmy maszerować wgłąb lasu. Po drodze znaleźliśmy strumyk. Napełniliśmy butelkę, napiliśmy się i obmyliśmy. 
- Zostało na czternastu. - mówi Mario i bierze na plecy zielony plecak. - Musimy wykończyć jedenaście osób. - dopowiada niemrawo i idzie w głąb lasu. 
- Myślisz, że żyją tu jakieś dzikie, mordercze zwierzęta? - pytam i kryję się za jego plecami.
- Tak. - mówi, a ja spoglądam mu prosto w oczy. Moje przepełnione są strachem. 
- Jakie?
- Zawodowcy. - uśmiecha się, a ja biję go w plecy. - Mała, nie rób tak. - mówi. - Cisza. - dopowiada po chwili. Przed nami stoi dość spora sarna. Mario bezszelestnie wyciąga nóż i rzuca się na zwierze, które nawet nie próbuje uciekać. - Będzie dobry obiad. - mówi i dobija zwierzę. Żal mi tej sarenki, ale cóż nie mamy innego wyjścia, chociaż nie. Możemy jeszcze umrzeć z głodu. Tak było w Dwunastce. W Dwunastym Dystrykcie możesz spokojnie umrzeć z głodu. Kilka godzin później piekliśmy tę sarnę na ognisku. Każdy szelest wydawał się być niebezpieczny. Potrafiliśmy się wystraszyć własnych oddechów. Popadamy w paranoję. 
- Zaśpiewajmy coś. - mówię nagle, nawet mnie samą dziwi moja nagła reakcja i prośba.
- Dobrze. Zaśpiewaj coś. - mówi Mario i uśmiecha się. - Tylko cicho.
- I remember tears streaming down your face 
When I said, "I'll never let you go"
When all those shadows almost killed your light 
I remember you said, "Don't leave me here alone"
But alle that's dead and gone and past tonight
Just close your eyes 
The sun is going down
You'll be alright 
No one can hurt you now
Come morning light 
You and I'll be safe and sound. * - zaśpiewałam, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Chłopcy też płakali. Pewnie całe Panem płacze z nami.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Zapraszam Was do zakładki "Trybuci" ;) I mam do Was pytanie. Czy chciałybyście, żebym pisała bloga o Andreasie Wellingerze? :)
Trzymajcie się cieplutko Pszczółki :*

* Taylor Swift "Safe and Sound"